3.06 - 5.06.2016.
Biwak Wędrowny
Jura Krakowsko-Częstochowska
W piątek miał się odbyć trzy-dniowy biwak wędrowny, na który pojechałam z starszymi harcerzami. Zbiórka na dworcu PKP odbyła się o godz. 17.25, a o godz. 17.45 pojechaliśmy pociągiem z Pszczyny do Katowic, gdzie robimy przesiadkę i kolejnym pociągiem jedziemy do Zawiercia. Z Zawiercia transportujemy się busem do Rzędkowic, gdzie był nasz ośrodek (a raczej miejsce) do spania. Nasze miejsce do spania ;)Wyglądało tak: Wchodziło się do drewnianej stodoły. Po środku biegł betonowy jakby korytarzyk, z lewej strony oddzielony płotkiem, a po prawej drewnianym też płotkiem tylko silniej skonstruowanym. Po lewej stronie, za płotkiem znajdowały się łóżka dla alergików (głównie dla alergików na siano), a po prawej stronie był płotek wypełniony, po brzegi sianem, na którym mieliśmy spać. Nie wyglądało to najlepiej, ale o stokroć wolałam siano niż łóżka. Po zakwaterowaniu poszliśmy badać najbliższy teren, w tym celu poszliśmy na pobliskie skałki.
Pod skałkami widniała tabliczka, co świadczyło o tym, że jest tutaj jakiś szlak turystyczny. Następnie poszliśmy w górę, a gdy górka, (co prawda mała) zaczęła kończyć się zejściem postanowiliśmy nie iść dalej, ale obok była wydeptana w lasku dróżka, więc nią poszliśmy. Gdy ścieżka się skończyła okazało się, że jesteśmy na jednej z skałek. Było bajecznie. Zachód słońca na jurze to piękniejszy widok niż zachód słońca nad morzem. Moglibyśmy tam siedzieć cały czas, ale już się zaciemniło, więc pora była wracać na kolacje. Gdy wracaliśmy po drodze zobaczyliśmy zająca:)). Kolacja bardzo nam się udała, a tak w ogóle to kolacja trwała do 1.00 w nocy, ponieważ zrobiliśmy ognisko, na którym piekliśmy kiełbaski, chleb i wcinaliśmy kanapki z dżemem. gdy wszyscy pojedli zaczęliśmy śpiewać i mówić sobie żarty. Nareszcie przyszedł czas na sen. Siano, na które na początku narzekałam okazało się baaardzo wygodne. Długo jednak nie pospaliśmy, ponieważ obudził nas o 3.00 w nocy alarm mundurowy. Jak się później okazało po założeniu mundurów mieliśmy wrócić tam, gdzie odbyła się nasza kolacja, czyli na palące się dalej ognisko. Ciemnej drodze towarzyszyły małe pochodnie. Na miejscu mogłam zobaczyć jak wygląda przyrzeczenie harcerskie, ponieważ dwoje chłopaków z starszych harcerzy dostawali krzyże. Po przyczepieniu krzyży do mundurów zaśpiewaliśmy piosenkę ,,Harcerskie ideały'', a najstarsze harcerki i harcerze zaczęli gratulować ( w tym była też moja koleżanka Gocha, która podobno jak zawsze uroniła łzę).
W Ogrodzieńcu czas nam tak szybko zleciał, że nawet się nie obejrzeliśmy jak była już pora obiadowa, więc z reszty pieniędzy kupiliśmy tyle pizzy, aby dla każdego starczyło. Nadszedł wreszcie czas, by busem pojechać do Zawiercia, z skąd powrót do domu z przesiadką w Katowicach. Cały biwak bardzo mi się podobał.
Biwak Wędrowny
Jura Krakowsko-Częstochowska
W piątek miał się odbyć trzy-dniowy biwak wędrowny, na który pojechałam z starszymi harcerzami. Zbiórka na dworcu PKP odbyła się o godz. 17.25, a o godz. 17.45 pojechaliśmy pociągiem z Pszczyny do Katowic, gdzie robimy przesiadkę i kolejnym pociągiem jedziemy do Zawiercia. Z Zawiercia transportujemy się busem do Rzędkowic, gdzie był nasz ośrodek (a raczej miejsce) do spania. Nasze miejsce do spania ;)Wyglądało tak: Wchodziło się do drewnianej stodoły. Po środku biegł betonowy jakby korytarzyk, z lewej strony oddzielony płotkiem, a po prawej drewnianym też płotkiem tylko silniej skonstruowanym. Po lewej stronie, za płotkiem znajdowały się łóżka dla alergików (głównie dla alergików na siano), a po prawej stronie był płotek wypełniony, po brzegi sianem, na którym mieliśmy spać. Nie wyglądało to najlepiej, ale o stokroć wolałam siano niż łóżka. Po zakwaterowaniu poszliśmy badać najbliższy teren, w tym celu poszliśmy na pobliskie skałki.
Pod skałkami widniała tabliczka, co świadczyło o tym, że jest tutaj jakiś szlak turystyczny. Następnie poszliśmy w górę, a gdy górka, (co prawda mała) zaczęła kończyć się zejściem postanowiliśmy nie iść dalej, ale obok była wydeptana w lasku dróżka, więc nią poszliśmy. Gdy ścieżka się skończyła okazało się, że jesteśmy na jednej z skałek. Było bajecznie. Zachód słońca na jurze to piękniejszy widok niż zachód słońca nad morzem. Moglibyśmy tam siedzieć cały czas, ale już się zaciemniło, więc pora była wracać na kolacje. Gdy wracaliśmy po drodze zobaczyliśmy zająca:)). Kolacja bardzo nam się udała, a tak w ogóle to kolacja trwała do 1.00 w nocy, ponieważ zrobiliśmy ognisko, na którym piekliśmy kiełbaski, chleb i wcinaliśmy kanapki z dżemem. gdy wszyscy pojedli zaczęliśmy śpiewać i mówić sobie żarty. Nareszcie przyszedł czas na sen. Siano, na które na początku narzekałam okazało się baaardzo wygodne. Długo jednak nie pospaliśmy, ponieważ obudził nas o 3.00 w nocy alarm mundurowy. Jak się później okazało po założeniu mundurów mieliśmy wrócić tam, gdzie odbyła się nasza kolacja, czyli na palące się dalej ognisko. Ciemnej drodze towarzyszyły małe pochodnie. Na miejscu mogłam zobaczyć jak wygląda przyrzeczenie harcerskie, ponieważ dwoje chłopaków z starszych harcerzy dostawali krzyże. Po przyczepieniu krzyży do mundurów zaśpiewaliśmy piosenkę ,,Harcerskie ideały'', a najstarsze harcerki i harcerze zaczęli gratulować ( w tym była też moja koleżanka Gocha, która podobno jak zawsze uroniła łzę).
Na drugi dzień zjedliśmy śniadanie i poszliśmy do sklepu. Po zebraniu swoich rzeczy ruszyliśmy w drogę do Kiełkowic, gdzie mieliśmy spać na strusiej farmie. Droga ta zajęła nam prawie cały dzień, jednym z powodów była stara ( już nie ważna) mapa, na której były pooznaczane stare szlaki. Gdy dotarliśmy na miejsce byliśmy wszyscy okropnie zmęczeni i nogi nas bolały. Na strusiej farmie spaliśmy w przyczepkach, lecz przed spaniem jeszcze dużo czasu. Najpierw czas na obiad, na którym było spaghetti lub makaron z serem. Następnie czas wolny, który poświęciliśmy na pójście do sklepu, granie w karty i przede wszystkim papa racji strusiów;)) Dzisiejszego wieczoru poszłam spać o 22.00, ponieważ byłam już tak zmęczona, że nie dałam rady dalej wysiedzieć, zresztą nie tylko ja. W przyczepie campingowej spałam w czwórkę z koleżankami. Nadszedł w końcu ranek i jak dziewczyny mi później opowiadały, no to w nocy rozpychałam się i gadałam. Gdy przyszedł czas na śniadanie, oznajmiono nam, że będzie jajecznica z strusiego jajka. Nie za bardzo smakowała mi jajecznica, ponieważ była za tłusta, lecz jak ja jestem głodna to wszystko zjem. Po śniadaniu był apel w mundurach i wyruszyliśmy na ostatni element wycieczki do Ogrodzieńca, gdzie idziemy godzinkę. W Ogrodzieńcu był festyn, więc było dużo ludzi. Na festynie korzystaliśmy z lodów i z parku linowego, na którym byłam ja i kilka innych harcerzy. Park linowy był zarówno strasznym przeżyciem jak i fascynującym.
W Ogrodzieńcu czas nam tak szybko zleciał, że nawet się nie obejrzeliśmy jak była już pora obiadowa, więc z reszty pieniędzy kupiliśmy tyle pizzy, aby dla każdego starczyło. Nadszedł wreszcie czas, by busem pojechać do Zawiercia, z skąd powrót do domu z przesiadką w Katowicach. Cały biwak bardzo mi się podobał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz