24-26.02.2017.
Czechowice-Dziedzice
Świętowanie Dnia Myśli Braterskiej rozpoczeliśmy w piątek. Ja prosto z pierwszej zbiórki w Piasku pojechałam z
Marylą, Łukaszem i Dżejkopem pod hufiec Czechowice, gdzie rozpoczęliśmy
zakwaterowanie. Tradycyjny kominek rozpoczął się od wprowadzenia do tematu (
Świat Składa się z Drobnostek ) tego rocznego zlotu. Następnie wykonano bardzo
dziwną rzecz, ponieważ zabrano nam z każdej drużyny po jednej lub dwie osoby i
musieliśmy je wykupić śpiewając jakąś piosenkę, albo zapląsać taki pląs,
którego jeszcze nie było w tym hufcu. Z mojej drużyny zabrano dh. Agnieszkę, a żeby
ją odzyskać ułożyliśmy piosenkę ( muzykę wzięliśmy z piosenki „ Orki z Majorki
‘’):
Druhna, druhna Agnieszka
Nam zaginęła i nie wiemy co zrobić!!!
Druhna, druhna Agnieszka
To taka panda, więc ją oddajcie!!!
Po tej piosence Aga
wpadła do sali i zaczęła nas wszystkie/wszystkich przytulać.
W sobotę oczywiście
była gra… I tutaj zastała mnie śmieszna sytuacja. Podczas przydzielania do patroli
harcerskich, nie zostałam przypisana do żadnego patrolu, dlatego Aga szybko
zgłosiła problem i zostałam przypisana do patrolu Mateusza Wiery. Gdy go
wreszcie znalazłam, a on powiedział mi wszystkie szczegóły, poszłam się
pakować… Lecz tutaj nagle zdziwienie, ponieważ wszyscy mi mówią, że należę do
patrolu Harcerzy Starszych… Po chwili namysłu lecę do Mateusza i mówię mu, żeby
wykreślił mnie z listy. Gra była na mieście i gdyby nie to, że musieliśmy cały
czas patrzeć się w telefony to była całkiem spoczko. Instrukcja Piotrka ( powiem
tylko w skrócie ) mówiła, że jeśli zwątpimy i przestaniemy już szukać punktów
to możemy sobie pójść na kebsa. My po nieustannych poszukiwaniach,
stwierdziliśmy, że wszystkie punkty są już zdobyte i idziemy na pizze, mówiąc krótko
nie zdobyliśmy żadnego punktu. Po powrocie odbyły się zajęcia, na które
należało się zapisać dzień wcześniej. Było zapisane z 8 zajęć, ale moją uwagę
przykuło „ Stopami Malowane”. Jak się później okazało była to świetna zabawa,
wspólnie z Marylą, Karoliną, Anią, Łukaszem, Mikołajem, Olgą, Agnieszką i Martą
stworzyliśmy gitarę. Ogólnie całe te zajęcie polegało na współpracy. Najpierw
zrobiliśmy wzór moją stopą i to jeszcze czarną farbą, którą później było
okropnie trudno zmyć, a następnie Marta i Olga zrobiły gryf zielono - żółto
farbą. Po naszkicowaniu całej gitary zaczęliśmy skakać po całym obrazku jak
małe dzieci, by ją przybrać w kolory. Gdy gitara była gotowa, zaczęło się
czyszczenie nóg. Problem w tym, że zabrakło chusteczek nawilżanych, dlatego Marta
zaniosła mnie do toalety, gdzie przekazała mnie Łukaszowi i Mikołajowi, którzy
wsadzili moje nogi pod lodowatą wodę, dlatego też nie dało się obejść bez
piszczenia, które niosło się po całym hufcu. Po zajęciach siedliśmy z gitarą i
śpiewaliśmy.
Śpiewaliśmy tak ok.
godzinkę, kiedy druh oboźny oznajmił, że mamy czas na kolacje, a po niej będzie
niespodzianka. Po posiłku ( który w moim wypadku był zupką chińską o smaku
pomidorowym ) drużynowi podeszli do swoich drużyn z kolorowymi farbkami,
którymi mieliśmy się wymalować. Nie wiedzieliśmy po co to jest, ale była świetna
zabawa, przy malowaniu siebie nawzajem. Później kadra zgasiła światło, farbki,
którymi się pomalowaliśmy, świeciły (niestety słabo), a następnie wyszły na
środek osoby, które zaczęły do muzyki wywijać świecącymi kijami, rzucać we
wszystkie strony „ Diabolo „i wymachiwać pojami. Przy każdej jakieś bardziej wyczynowej sztuczce,
piosenkę zagłuszały głośne okrzyki. Po tych pokazach tańczyliśmy w rytmy innych
puszczanych piosenek. Kiedy puszczali ostatnią piosenkę o tytule „ Czekolada „
jedna z dziewczyn tańczących na scenie spadła z niej, a dowiedzieliśmy się o
tym, ponieważ podczas spadania piosenkę rozdarł przeraźliwy krzyk, a następnie
coś walnęło o podłogę i na tym skończyła się impreza. W nocy wszyscy
próbowaliśmy sobie znaleźć jakieś zajęcie pograć w coś, pośpiewać, ale jakoś
nie wychodziło, ponieważ nikt oprócz naszego szczepu nie chciał po pląsać. Następnie
zebraliśmy grupę, podczas zjadania zamówionej wcześniej pizzy. Lecz kiedy tylko
zjedli znowu poszli spać. Niektórzy poszli na balkon śpiewać, przy
akompaniamencie Piotra i Mateusza. Ja tak właśnie zrobiłam, lecz nie
wytrzymałam jakichś 2 godzinek i też poszłam spać. Ostatni dzień nie był taki
nudny jak zawsze. Nasz szczep dalej próbował się bawić z innymi nudziarzami, a
oni najczęściej nie rozumieli o co chodzi. W krótkim czasie oboźny ogłosił czas
na sprzątanie, a po sprzątaniu odbył się apel, po którym od razu musieliśmy się
zbierać. I tak minęło nam kolejne DMB.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz