8.07. - 9.07.2017
W sobotę nad ranem postanowiliśmy spakować się i na dwa dni wyruszyć w góry.
Naszym celem na ten dzień były Głuchaczki, czyli baza namiotowa na Przełęczy Głuchaczki prowadzona przez Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich z Katowic.
Samochodem dojechaliśmy do Żywca, tam zostawiliśmy samochód na parkingu i do Przełęczy Glinne postanowiliśmy się dostać pekaesem, który miał być, a nie było.
Ludzie na przystanku poinformowali nas, że pekaesy jeżdżą jak chcą, ten którym my chcieliśmy jechać jeszcze nie przyjechał wiec, warto czekać.
Czekaliśmy 40 min, tracąc nadzieję, w końcu jakiś bliżej nie określony przyjechał, pytamy więc kierowcy czy jedzie do Przełęczy Glinne, odpowiada, że tak.
Zadowoleni wsiadamy, przystanek przed kierowca oznajmia, że tu kończy kurs i dalej nie jedzie, chyba że za dopłatą, ponieważ było już troszkę późno skorzystaliśmy z dodatkowej oferty i miły pan zawiózł nas do obranego celu.
Ludzie na przystanku poinformowali nas, że pekaesy jeżdżą jak chcą, ten którym my chcieliśmy jechać jeszcze nie przyjechał wiec, warto czekać.
Czekaliśmy 40 min, tracąc nadzieję, w końcu jakiś bliżej nie określony przyjechał, pytamy więc kierowcy czy jedzie do Przełęczy Glinne, odpowiada, że tak.
Zadowoleni wsiadamy, przystanek przed kierowca oznajmia, że tu kończy kurs i dalej nie jedzie, chyba że za dopłatą, ponieważ było już troszkę późno skorzystaliśmy z dodatkowej oferty i miły pan zawiózł nas do obranego celu.
Pierwsze podejście konkretne, a później to już tylko błoto.
Dochodzimy do tabliczek informujących, że jesteśmy blisko.
Nie rezerwując wcześniej miejsca, okazuje się, że te wolne miejsce trafiło nam się jak ślepej kurze ziarno, ponieważ była imprezka tzw. wyrypa.
Pierwsze co zrobiliśmy, to zadomowiliśmy się w namiocie wojskowym na wygodnych ( jak się później okazało ) deskach z materacykiem i poszliśmy się zameldować, po kolacji wylądowaliśmy przy ognisku podziwiając zachód słońca i do późnych godzin śpiewając piosenki z akompaniamentem gitar.
Rano śniadanko i inne takie, które się z rana robi, chwilkę porozmawialiśmy z ludźmi pozytywnie zakręconymi na góry ( tak jak my ) i w drogę.
W planach mieliśmy wejść na Babią Górę, ale uzależnieni od pekaesu stwierdziliśmy, że będzie za późno, żeby złapać ,,coś'', co nas zawiezie do Żywca jak zrealizujemy nasz plan i w tym momencie nasz plan się zmienił zeszliśmy z Głównego Szlaku Beskidzkiego, czyli wiadomo czerwonego.
Poszliśmy do Schroniska na Markowych Szczawinach, gdzie przybiliśmy pieczątki do książeczek ( trochę ich mamy ) PTTK GOT i Szczyty dla Hospicjum Św. Ojca Pio w Pszczynie.
Od schroniska idziemy przez Sulową Cyrhle,
gdzie klimat górskiej wędrówki psuje ułożony chodniczek.
Docieramy do Zawoi - Lajkonik, gdzie od razu jak na zawołanie przyjeżdża ostatni tego dnia pekaes, którym się przemieszczamy do Makowa Podhalańskiego, a tam mamy od razu autobus do Żywca.
To była przygoda z dużą zawartością szczęścia.
Do zobaczenia na szlaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz